Słońce już od kilku godzin oświetlało Bzurę, kiedy ostatni uczestnicy Sobótek opuszczali Moto Przystań. Ale zanim to nastąpiło nie zabrakło niczego co powinno mieć tego dnia miejsce. Sobótkowicze w białych i zwiewnych strojach wprowadzili niesamowity klimat, który utrzymywał się przez całą noc i spontanicznie skłaniał do wspólnej zabawy. To była wyjątkowa noc.

Miłośnicy słowiańskich tradycji przybywali do Plecewic z elementami tradycyjnego stroju, a czasem całkowicie ubrani w białe zwiewne sukienki czy lniane koszule i spodnie. Od początku przygrywała tradycyjna, ludowa i słowiańska muzyka. Właśnie te dwa elementy pomagały wspólnie stworzyć klimat, który towarzyszył wszystkim do końca.

Sobótki rozpoczęły się od uroczystego rozpalenia ognisk przy pomocy pochodni. Zaraz potem przystąpiono do plecenia wianków, w którym brali udział nawet mężczyźni pomagający nieco mniejszym uczestniczkom zabawy. Powstały dziesiątki wyjątkowych wianków. Jednocześnie rozpoczęło się gotowanie gulaszu oraz parzenie mięty w kociołkach zawieszonych nad ogniskami. Ponadto każdy mógł upiec sobie samodzielnie przygotowany podpłomyk. Zaczęła panować wyjątkowa atmosfera radości i przyjaźni. Osoby w różnym wieku kręciły się wokół ognisk czy nad rzeką rozmawiając i ciesząc się ze wspólnie spędzanego czasu przy dobrej muzyce.

Po posileniu się i przygotowaniu wianków przyszedł czas na zawody. Najpierw liczne grono osób w różnym wieku rzucało podkową do celu. Konkurencja cieszyła się takim powodzeniem, że zanim nastąpiło rozstrzygnięcie nadszedł zmrok i trzeba było rozpalić pochodnie. Później zainicjowany taniec pań w wiankach stał się początkiem ich rzucania w nurt Bzury. Zanim to jednak nastąpiło rozstrzygnięto konkurs na najładniejszy z nich. Rozdano nagrody w dwóch kategoriach: panny poniżej 150 cm wzrostu i powyżej tegoż :-). Podświetlone świeczkami wianki na wodzie robiły niesamowite wrażenie w mroku. Wiele z nich zostało wyłowionych przez ukochanych, bądź potencjalnych ukochanych panien. Następnie doszło do najtrudniejszej, jak się okazało, konkurencji. Należało wdrapać się na kilkumetrowy słup aby zerwać z niego wieniec i zdobyć fanty w nagrodę. Było to nie lada wyzwanie dla wielu śmiałków i kiedy już wydawało się, że nikt nie podoła praca grupowa, choć nieco nadwerężająca zasady, spowodowała, że wieniec wylądował na ziemi. Nie brakowało emocji ale i śmiechu podczas każdej z zabaw.

Zbliżająca się północ oznaczała czas na poszukiwanie legendarnego kwiatu paproci. Zgromadzeni, jak zresztą przy każdej z zabaw, dowiedzieli się o tradycji właśnie z tym związanej. Wydawało się, że będą to długie i mozolne poszukiwania. Jak pokazała rzeczywistość, dziś znacznie łatwiej go znaleźć :-). Kiedy zrobiło się bardziej kameralnie dokonano jeszcze rytualnego spalenia ziół w ognisku. Ich zapach było czuć w powietrzu jeszcze długo.

Tymczasem zaczął siąpić deszcz i jakby na przekór pogodzie, zaczęto spontanicznie tańczyć. Nie zabrakło mazurków i oberków. Wkrótce przestało padać ale tańce trwały do białego rana i często były łączone z pierwszą w tym roku kąpielą w rzece. Bzura była niezwykle ciepła i jakby zapraszała w swoje objęcia coraz to liczniejsze grono tancerzy. Byli i tacy, którzy tańczyli w wodzie. Świt zwiastujący nadchodzącą niedzielę w końcu skłonił ostatnich sobótkowiczów do udania się na odpoczynek. Nadeszło lato. Następne sobótki już za rok. Dziękujemy wszystkim, którzy swoim udziałem współtworzyli to wydarzenie.

Fot. EP / ŁP

Print Friendly, PDF & Email